Jesień to dobra pora na snucie marzeń i planów. Długie wieczory skłaniają do refleksji i wejrzenia w głąb siebie. Dlatego też, wyobraź sobie chwile spędzone pod ciepłym kocem…W dłoni trzymasz kubek ciepłej herbaty, w tle leci Twoja ulubiona muzyka, jesienny deszcz stuka w parapet, a Ty rozpływasz się w marzeniach o podróży do najpiękniejszych zakątków świata. Dziś spoglądasz w płomień świecy na swoim stoliku, ale już za kilka miesięcy Twoją skórę będą muskać promienie słońca…O Tak! Jesień to czas na marzenia! W tym wpisie znajdziesz planer do druku, który pomoże Ci je spełnić. Moja lista podróży marzeń “Kolekcjonuj wspomnienia, a nie rzeczy”. Przytoczone powyżej słowa bardzo do mnie przemówiły gdy przeczytałam je po raz pierwszy. Wzięłam je do serca tak mocno, że stały się one jednym z moich życiowych drogowskazów. To motto było jednym z punktów zapalnych do stworzenia mojej listy miejsc, które chciałabym odwiedzić. To pragnienie stało się jeszcze silniejsze teraz, kiedy możliwości podróżnicze zostały ograniczone przez pandemię koronawirusa. Jest przecież tyle pięknych miejsc na świecie, których nigdy nie zwiedziłam, a tak bardzo bym chciała… Zatem nie zwlekając dłużej wybrałam się w tzw. podróż palcem po mapie i sięgnęłam po katalog biura podróży ITAKA. Zapaliłam świecę, włączyłam muzykę, zaparzyłam ulubioną herbatę. Następnie oddałam się beztroskiemu planowaniu swoich podróży marzeń…Przeglądałam katalog strona po stronie i zapisywałam miejsca, które mnie zachwyciły lub zaciekawiły. Oczami wyobraźni widziałam siebie na leżaczku w Tajlandii, jak podziwiam Wieżę Eiffla, spaceruje brzegiem Morza Śródziemnego…Na mojej liście marzeń zapisałam wspomnianą Tajlandię, Francję, Włochy, a ponadto Grecję, Egipt, Indie i wyspy Hiszpanii. Marzenia i plany są. Teraz czas na realizację. Bardzo chciałabym pokazać świat moim dzieciom, dlatego mam nadzieję, że choć część z zapisanych miejsc uda nam się zwiedzić. Ja już uśmiecham się do swoich marzeń i wierzę, że kiedyś się spełnią. Teraz czas na Ciebie! Planer marzeń do druku Tak jak wspominałam na początku wpisu- przygotowałam dla Ciebie planer marzeń. Masz dwa wzory do wyboru. Wybierz ten, który bardziej przypadł ci do gustu. Pobierz za darmo, wydrukuj, chwyć długopis i zapisz miejsca, które chciałabyś zobaczyć. Na naszej planecie jest przecież tyle piękna, które czeka na Ciebie. Jestem ciekawa czy na Twoje liście znajdą się najdalsze zakątki świata. A może chciałabyś zwiedzić Polskę i jej okolice? Nie bój się marzyć! Zapisuj tak, jak podpowiada Ci serce i wyobraźnia. Za marzenia się nie płaci, a może kiedyś spojrzysz na swoją listę i wszystkie miejsca będą odhaczone. Pamiętaj, że to TWOJA LISTA, TWOJE MARZENIA! Nie myśl o tym, że coś jest nierealne. Puść hamulec, który Cię ogranicza i szepce do ucha “i tak tam nie pojedziesz”. Niech wypełnienie tego planera będzie dla Ciebie dobrą zabawą. Zaglądaj do niego co jakiś czas i pamiętaj o swoich marzeniach do zrealizowania. Życzę Ci, żeby już wkrótce wszystkie kwadraciki zostały wypełnione. Pobierz planer i pamiętaj, że… “Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku” Lao-Tzu Pobierz planer- liście Pobierz planer- góry Jestem strasznie ciekawa jakie miejsce chciałabyś zwiedzić. Koniecznie daj znać w komentarzu 🙂 Na blogu znajdziesz kilka wpisów z naszymi wycieczkami. Zobacz ciekawe miejsca w Polsce, które warto odwiedzić z dziećmi KLIK
#podróżniczyalfabet #palcempomapie #tajlandia #Ayuttahaya Cześć Wam. Dawno nic nie pisaliśmyteraz będziemy pisać codziennie przez 25 dni i Podróże Witajcie w 10 już odcinku naszej zalajkowanej serii „podróże palcem po mapie”. Dziś udajemy się na pogranicze słonecznej Hiszpanii i Portugalii. Na samym dole tego wpisu znajdziecie linki do 9 poprzednich odcinków, więc jeśli nie czytaliście to zapraszamy do lektury 🙂 Na pierwszy rzut oka ciężko jest zauważyć 720 metrowy „kabel” wiszący nad ziemią, który łączy hiszpańskie Sanlucar de Guadiana z portugalskim Alcoutim. Dlaczego pisze o jakimś kablu? Odpowiedź jest dość zaskakująca – otóż ten 720 metrowy „kabel” to jedyne na świecie miejsce, gdzie możecie przekroczyć granicę zjeżdżając ze średnią prędkością 70-80 km/h na linie. Co więcej ten szybki i krótki (trwa niewiele ponad minutę) przejazd odbywa się nad płynącą dołem rzeką Gwadianą. Platforma startowa znajdująca się po hiszpańskiej stronie rzeki umieszczona jest na wysokości około 100 metrów nad poziomem morza, podczas gdy „lądowisko” umieszczone po stronie portugalskiej znajduje się na wysokości około 15 metrów. Na koniec najlepsze – pokonując 720 metrów w ciągu minuty, „przenosicie się w czasie” o godzinę, gdyż pomiędzy Hiszpanią i Portugalią różnica czasu wynosi właśnie jedną godzinę. 🙂 Po portugalskiej stronie na turystów czeka prom, który transportuje ich powrotem do Hiszpanii. Średnio w ciągu godziny z przejazdu korzysta około 24-30 osób, a koszt to 15 euro. Gdybyście byli w tych stronach to możecie skorzystać z tej niesamowitej przejażdżki, pamiętajcie tylko, że od drugiej połowy Listopada do drugiej połowy Lutego jest nieczynne. Za dodatkową opłatą chętni mogą otrzymać certyfikaty przejażdżki, kupić zdjęcia lub nawet wypożyczyć kask z kamerką GoPro żeby nagrać przejazd. Dla przypomnienia w poprzednich odcinkach byliśmy już w podwodnym hotelu w Zanzibarze (klik), na tajemniczych Wyspach Diomedesa (klik), nad różowym Jeziorem Hillier w Australii (klik), w Japońskim parku rozrywki, gdzie pokazywałem wam nurkujący rollercoaster (klik), na Ścieżce Króla w Hiszpanii (klik), podziwialiśmy niesamowite widoki nad jeziorem Karakul w Tadżykistanie (klik), podróżowaliśmy wyjątkową koleją w Chile (klik), pokazywałem wam Wrota Piekieł w Turkmenistanie (klik), a ostatnio byliśmy na pieknych wyspach Raja Ampat (klik). źródło:Wybierz się w podróż po najwspanialszych miastach świata, po 30 najbardziej znanych, tętniących życiem metropolii. Kolorowe fotografie idealnie odzwierciedlają charakter tych miejsc, a z ciekawie skonstruowanych opisów dowiesz się o historii ich powstawania i rozwoju. Sprawdź aktualną ofertę "Bieszczady.
Czy w dzisiejszych czasach nawigacji mapy mogą być nie tylko przydatne, ale i ciekawe? Próbuję tutaj odpowiedzieć na to pytanie. DLA DZIECI PALCEM PO MAPIE INSPIRACJE 17 mniej znanych perełek na Wielkiej Turystycznej Mapie Świata (Europa) Tworząc Wielką Turystyczną Mapę Świata “odkryłam” wiele miejsc, o których wcześniej nie wiedziałam, a które zrobiły na mnie wrażenie i zaszczepiły chęć zobaczenia ich na żywo. Ciekawa jestem, czy znacie te miejsca? Może w nich byliście, może chcecie pojechać, a może też Was zaskoczą? Na północ od Lizbony: Peniche, Wyspa Berlenga, Óbidos, Nazaré Nie lubię dużych miast. Po trzech dniach pobytu w Lizbonie spakowałam plecak, śpiwór i namiot, i znalazłam dworzec autobusowy. Pierwszym celem był półwysep Peniche, mały klifowy skrawek lądu połączony z kontynentem wąskim przesmykiem. Na tym przesmyku zlokalizowany jest camping i wygląda to jak jedna wielka wydma pomiędzy dwiema plażami. DARMOWE MAPKI DO POBRANIA Opracowałam kilka regionów pod kątem atrakcji turystycznych i nie tylko. Próbowałam wyszukać wszystkie miejsca, które mogą się Wam przydać na wyjeździe, niezależnie od tego co lubicie – zanaczam na moich mapkach (które możecie pobrać gratis) pełen wahlarz tematyczny atrakcji. Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić komfort użytkowania. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. UstawieniaAkceptuję, zamknij toTropikalna burza w samolocie, noc wśród stada hien, ognisko w baobabie czy transport ambulansem – to tylko niewielka część przygód, jakie ma na swoim koncie Jarek Świątek, prawnik DahliaMatic. Wszystkie przeżył podczas podróży, na które wykorzystuje każdą wolną chwilę. Nowe wyprawy, miejsca i sytuacje wymagają wyjścia poza strefę własnego komfortu, a to – jak Jarek sam przyznaje – sprzyja także rozwojowi w biznesie. Zapraszamy do lektury wywiadu. Czy zawsze miałeś duszę podróżnika? Jarek Świątek: U mnie to trochę nabyta cecha. Dorastałem w czasach, w których jakakolwiek podróż była bardzo utrudniona. Jako nastolatek z zapartym tchem czytałem książki Alfreda Szklarskiego, które w młodym człowieku budziły ogromne zainteresowanie światem. Oglądałem także program podróżniczy „Pieprz i Wanilia”, to było takie moje okno na świat. Włączały się wówczas marzenia o dalekich podróżach. Niestety przez długi czas mogłem je realizować, jedynie jeżdżąc palcem po mapie. W tej chwili dużo się zmieniło, możemy podróżować tanio i praktycznie wszędzie. Książki i programy telewizyjne sprawiły, że zacząłeś fantazjować o podróżach. A kiedy w nich się rozsmakowałeś? Kiedy była ta pierwsza upragniona wyprawa? Zacząłem podróżować dość późno. W 1998 roku pierwszy raz wyruszyłem poza granice kraju. Z kolegami przejechaliśmy autostopem przez całą Europę do Hiszpanii na mecz klubu FC Barcelona. Muszę zadać to pytanie, jak długo czekaliście, aż jakiś kierowca się zatrzyma? Różnie z tym bywało (śmiech). W Barcelonie byliśmy po trzydziestu siedmiu godzinach, uważam, że to bardzo dobry wynik. Takie były moje początki. Później przyszedł czas na falę wyjazdów zorganizowanych stacjonarnych. Jednak przebywanie kilka dni dokładnie w tym samym miejscu zdecydowanie mnie nudzi. Czy podróżowałeś też w obrębie jakiegoś państwa „na stopa”? Tak i to jest jedno z najśmieszniejszych wspomnień (śmiech). W 2011 roku ja i mój kolega podróżowaliśmy po Indiach. Jednym z ostatnich miejsc, które chcieliśmy zobaczyć, była bardzo mało turystyczna miejscowość Bhopal, położona przy słynącej z szeregu stup buddyjskich Sanchi. Pojechaliśmy autobusem i spodziewaliśmy się takiego samego powrotu. Jednak rzeczywistość okazała się inna. Wszystkie autobusy były zapełnione, ludzie wręcz siedzieli na dachach pojazdów. Niestety nie było dla nas już miejsca, a taksówki były niewiarygodnie drogie. Stwierdziliśmy, że przy głównej drodze znajdziemy jakiś pojazd. Zobaczyliśmy, że dwóch Hindusów zatrzymało ambulans, więc do nich dołączyliśmy. Odległość pomiędzy Bhopalem a Sanchi wynosi ponad 40 kilometrów. To całkiem długa podróż w ambulansie. Tak (śmiech). Pamiętam, że kiedy robiło się tłoczniej na trasie, na pewnych odcinkach kierowca włączał sygnały dźwiękowe. Dzięki temu szybciej dojechaliśmy na miejsce. Pracujesz na samodzielnym stanowisku. Czy podróżujesz także w pojedynkę? To prawda, często jednak potrzebuję też pomocy merytorycznej i wskazówek od osób, które mają wiedzę z zakresu IT. Finalny efekt pracy jest jednak samodzielny. Z uwagi na poczucie bezpieczeństwa podróżuję ze znajomymi. Jeżeli chodzi o wyjazdy w pojedynkę, one zwykle nie polegają na tym, że człowiek podróżuje samotnie. Zawsze na trasie można poznać kogoś, kto jedzie dokładnie w tym samym kierunku albo ma podobne zainteresowania. Ile państw udało Ci się zwiedzić, a może lepiej powinnam zapytać: ile kontynentów? Zostały mi dwa kontynenty, na które jeszcze nie dotarłem. Jeden, który jest moim celem od bardzo dawna, to Australia, a drugi to Antarktyda. Na wszystkich innych – przynajmniej w kilku krajach – już byłem. Mam w związku z tym cel, nie muszę siedzieć i narzekać, że „wszystko już widziałem i co ja mam teraz robić”. Oczywiście żartuję sobie, jest wiele miejsc, do których – po jakimś czasie – chciałbym wrócić. Często jesteś w podróży, jak łączysz to z pracą? Najczęściej podróżuję w lutym bądź marcu. To najlepszy czas, żebym mógł wyjechać na urlop i żeby firma nie odczuła żadnych negatywnych skutków mojej nieobecności. Dzięki kierownictwu DahliaMatic, które rozumie moją pasję, udaje mi się organizować wyjazdy, na których jestem od dwóch tygodni do miesiąca. Mogę wtedy spokojnie odciąć się od tego, co dzieje się w biurze. Oczywiście w sytuacjach kryzysowych staram się szybko reagować. Mój najdłuższy wyjazd trwał trzydzieści trzy dni. Był trochę skomplikowany. Sam start zaczął się we Włoszech, a naszym celem była Tanzania, Dar es Salaam, atrakcje związane z safari (Ngorongoro i Serengeti). Później kierunek Dubaj i Indie. Całą wyprawę skończyliśmy w Bangkoku. Podróże to w Twoim przypadku głód świata, sposób na odnalezienie sensu życia, a może po prostu właśnie sens życia? ? (śmiech) Jestem człowiekiem ciekawym świata. Podróże to chęć zaspokojenia tej ciekawości. Staram się rozumieć pewne prawa, mechanizmy funkcjonujące w świecie. Wyprawy umożliwiają mi spotykanie ludzi, którzy totalnie różnią się od siebie kulturowo. W Europie tego zróżnicowania tak nie widać. W Azji każdy kraj jest inny, ludzie z Kambodży różnią się od tych z Tajlandii, zamieszkujący Birmę będą jeszcze inni. I to jest ciekawe. Podróżnicy to osoby o otwartych umysłach. Ta cecha jest też pożądana w biznesie – pomaga znaleźć niebanalne rozwiązania, sprzyja podejmowaniu odważnych decyzji. Czy Tobie podróże rozszerzyły horyzont zawodowych możliwości? Staram się mieć otwarty umysł i na nic się nie zamykać. Praca prawnika charakteryzuje się tym, że nie można się ograniczyć do jednego poglądu i jednej wizji. Trzeba umiejętnie przyjmować argumenty i prowadzić dyskusję. Być może także przygotowanie do zawodu prawnika umożliwia mi odkrywanie świata w sposób zupełnie świadomy. Z jednej strony dalekie podróże, z drugiej świat IT… Jesteś trochę nietypowym prawnikiem. W większości moja praca ma charakter powtarzalny, każdego dnia weryfikuję i sprawdzam umowy. Oczywiście różnią się one od siebie, mimo że sprowadzają do tego samego. W pracy zdarzają się także problemy, które są intrygujące i bardzo nowe. Wymagają ode mnie uzyskania świeżej wiedzy, zweryfikowania stanu prawnego, faktycznego i dopiero rozstrzygnięcia pewnych kwestii. Branża IT jest bardzo interesująca. Czyli pracując w DahliaMatic, ciągle uczysz się czegoś nowego? O prawnikach in-house, wewnętrznych – takich jak ja – mówi się, że nigdy nie mogą być specjalistami w jednej, konkretnej dziedzinie. Na tym stanowisku potrzebna jest wiedza z zakresu wszystkich obszarów prawa. Moją specjalnością jest prawo cywilne. Znajomość przepisów z zakresu IT to przede wszystkim znajomość różnych dziedzin prawa, w tym cywilnego, administracyjnego, autorskiego czy ochrony konkurencji. Pracownicy przychodzą z różnymi problemami. Dlatego muszę na bieżąco pogłębiać swoją wiedzę. Proces samodoskonalenia to jeden z elementów, który sprawia, że DahliaMatic jest dla mnie interesującym pracodawcą. Każda podróż to sposób, by zregenerować siły, nabrać dystansu i uporządkować myśli. Mówi się, że osoby podróżujące korzystają w pełni z uroków życia i dlatego podchodzą do swojej pracy z większym entuzjazmem, pasją i zaangażowaniem. Czy tak też jest w Twoim przypadku? Faktycznie kilkutygodniowe odpięcie się od pracy sprawia, że wracam do niej z trochę bardziej jasnym i klarownym umysłem. Pozbawionym wcześniejszych problemów, które może nie do końca zostały rozwiązane. Oczywiście po intensywnych wyprawach potrzebna jest regeneracja. Podróżując, widzę, z jakimi problemami na świecie stykają się inni. Uświadamia mi to, że trudności osobiste – czy te, które miewam w pracy – nie są problemami, których nie da się rozwiązać. Okazuje się, że coś, co uważałem za duży problem, jest trywialnym zdarzeniem, którego rozwiązanie jest banalne. Wyjście poza swoje „bezpieczne podwórko” sprzyja rozwojowi także w biznesie. Ludzie drogi w podróżach znajdują wiele inspiracji. Czy wykorzystujesz je później w pracy? Hm… to trudne pytanie. Na pewno podróże sprawiły, że stałem się bardziej otwarty na ludzi. Nauczyły mnie wzbudzać sympatię i zaufanie tak, żeby ktoś bez obaw mógł przyjść do mnie ze swoimi problemami. Staram się pomagać w sposób możliwie najprostszy, bez zbędnych utrudnień. Nie chcę być postrzegany jako prawnik, przy pomocy którego karze się tych, którzy coś zrobili źle. Chcę być dla ludzi pomocny i nie szukać problemów oraz ich nie tworzyć. Który zakątek świata wywarł na Tobie największe wrażenie i śni Ci się po nocach? ? Podobno mężczyźni w większości nie pamiętają swoich snów (śmiech). Jest kilka takich miejsc na świecie, do których – jeśli będę miał okazję – chciałbym wrócić. Na pewno będą to Indie i Japonia. W Indiach byłem już trzykrotnie i ciągle uważam, że jest tam jeszcze mnóstwo miejsc, których nie widziałem, a które chciałbym zobaczyć. W Japonii prócz krajobrazu zauroczyli mnie sami Japończycy, to jakimi są niezwykle przyjaznymi i pomocnymi ludźmi. Azja ze względu na różnorodność kulturową, przyrodniczą czy architektoniczną – biorąc pod uwagę chociażby obiekty sztuki sakralnej – jest bardzo intrygująca. Świątynie buddyjskie w Tajlandii wyglądają inaczej niż świątynie buddyjskie w Laosie albo Birmie. Każde z tych miejsc ma swoją specyfikę, operuje innymi detalami, a nawet inaczej pokazuje wizerunek Buddy. Jaka była Twoja największa podróżnicza przygoda? Trudno się zdecydować i wybrać tylko jedną. Będąc w Afryce, moim głównym celem była Tanzania. W jej północnej części znajduje się miejscowość Arusza, z której wyruszają wszystkie trekkingi na Kilimandżaro oraz wycieczki na safari. W Aruszy poznałem człowieka z plemienia Hadza, to plemię Buszmenów, których liczebność w Tanzanii wynosi około tysiąca osób. Zaprzyjaźniliśmy się na tyle, że mężczyzna jeździł z nami kilka dni samochodem. Czyli mieliście miejscowego przewodnika? Dokładnie (śmiech). Poznaliśmy jego plemię. Dzięki temu w trakcie ulewy mogliśmy schronić się wewnątrz baobabu i rozpalić ognisko. W wielkim drzewie byliśmy my i dwadzieścia innych osób z plemienia Hadza. To było spore przeżycie. Plemię Hadza i Buszmeni są bardzo interesującymi ludźmi, zwłaszcza pod względem antropologicznym. Ich język jest dość prymitywny. Porozumiewają się za pomocą mlasków, to bardzo ciekawe i ma w sobie pewien urok. W takim razie jak się komunikowaliście? Pomimo że ojczystym językiem naszego przewodnika był język plemienia Hadza, to znał on również język suahili, którym posługiwał się nasz kierowca. Dzięki temu wszystko, w miarę sprawnie, zostało przetłumaczone na język angielski. Faktycznie na świecie istnieje jeszcze dużo miejsc, gdzie komunikacja jest utrudniona i nie sposób się porozumieć, jak na przykład w Chinach. To niesamowite, jak wiele w życiu widziałeś. Ale widzieć to nie wszystko. Co zmieniają w człowieku podróże? Co zmieniły w Tobie? Jestem raczej introwertykiem. Lubię pracować z ludźmi, ale też bardzo dobrze czuje się we własnym towarzystwie. Podróże sprawiły, że nie zamykam się tylko w swojej bańce. To pomaga mi bardzo w pracy. Stałem się otwarty na świat i pewne poglądy. Masz swoje motto życiowe, którym się kierujesz? Tak, jest to jedna z zasad prawa rzymskiego, którą staram się kierować w całym swoim życiu, nie tylko zawodowym. Uważam, że sprawdza się w każdej sytuacji, a brzmi ona tak: „honeste vivere, alterum non laedere, suum cuique tribuere”, co znaczy „żyć uczciwie, innym nie szkodzić, dać każdemu, co mu się należy”. Pewno ciężko Cię zatrzymać w jednym miejscu i sądzę, że masz już zaplanowaną kolejną podróż. Jedną już mam! Zostałem zaproszony przez DahliaMatic na zagraniczny wyjazd integracyjny, który odbędzie się na przełomie września i października. Swojej jeszcze nie zaplanowałem.
Kolejny tydzień za nami, pora więc na kolejną wirtualną podróż „palcem po mapie”. Z Malediwów gdzie „byliśmy” w zeszłym tygodniu udajemy się tym razem do Nowej Zelandii. Dzisiejszy wpis to prawdziwa gratka dla fanów filmów Petera Jacksona. .